czwartek, 18 czerwca 2015

AnoMalie. NYC





Znam ludzi, dla ktorych Ameryka stanowi symbol komercji, nie godnej uwagi miłośnika architektury i sztuki, przeciętnego podróżnika wąskich, śródziemnomorskich uliczek. Ameryka jako symbol bilbordów na Times Square, hot dogów z blaszanej budy i wiader coca coli w dłoniach radosnych amerykańskich grubasów. 
Grubasy.
Hot Dogi. 
Cola. 
Gruba, prymitywna AMERYKA. 
Do niedawna i ja podpisałabym się pod tym stereotypem.
No właśnie, stereotypem. Oto,moim zdaniem, pierwsza i najważniejsza domena podróżowania : łamanie stereotypów. Przekonanie się na własnej skórze czy to, co się słyszy jest tym, co się widzi.I to łechczące Twoje ego uczucie, że oto otwierasz swój umysł i rozwijasz jakąś część siebie odpowiedzialną za funkcje otwierania i zamykania klapek percepcji. Bo podróżowanie to jak okulary, które korygują krótkowzroczność owej percepcji. Nagle widzisz świat wyraźniej niż jego imaginację. To co słyszysz, zamieniasz na bardziej prawdziwe 'widzisz'.
A co się słyszy o Nowym Jorku ? Ja Nowy Jork klasyfikuję zdecydowanie w kategorii widzenia. Miasto będące jednym wielkim planem filmowym.
Moje pierwsze uczucie po wyjściu ze stacji metra Penn Station ? 

JESTEM W FILMIE.


















wtorek, 16 czerwca 2015

24hrs = 20 FOR hour

24hrs = twenty FOR hour.
'Twenty' things that you're doing for every single hour of your life.
What are you doing ?
What am I doing ?
Let me
show you.